"Mój Ojciec był bohater - a my jesteśmy nic!" - mówił słowami Starego Aktora w "Wyzwoleniu". Natomiast w postaci Starego Wiarusa - milczącej roli Ludwika Solskiego - zobaczył symbol tego, co w polskiej tradycji najcenniejsze: godności w każdych warunkach, wierności i Czynu.
Także dziś malarskie i poetyckie dzieło Wyspiańskiego jest dla nas wyzwaniem. Wciąż pełni rolę narodowego rachunku sumienia.
Stanisław Wyspiański. Portret artysty z żoną (1904).
Muzeum Narodowe, Kraków.
W swych autoportretach Wyspiański rejestruje zmiany ciała i ducha z przejmującą szczerością. Jednym z najciekawszych jest portret z żoną. Widoczni w popiersiu, patrzą wprost na nas - artysta w futrzanym serdaku i przystrojona odświętnie Teodora.
Klasyczny, reprezentacyjny portret małżeński do powieszenia nad łóżkiem, czy nagrobne epitafium zostawione potomnym?
Jest w tym portrecie jakaś odwieczna, pomnikowa trwałość, a zarazem ton dyshamonii. Uderza kontrast twarzy, zderzenie obcych sobie światów. W mizernej twarzy wrażliwca o wyostrzonych rysach znajdujemy spojrzenie "dziwnie porcelanowych niebieskich oczu", "oczu dziecka i świętego". Obok - gruba i prosta twarz wiejskiej dziewczyny, której nie doda urody kwiecista chustka ani dumna czerwień korali.
"Z całą przyjemnością uczę się od niej zdrowego rozsądku i naturalnej, praktycznej poezji" - pisze Wyspiański.
Mezalians malarza nie jest w Krakowie odosobniony. Ożenek artysty z chłopką bywa po trosze młodopolską modą, buntem przeciw mieszczańskim konwencjom. Lecz jest także "powrotem do źródeł", wyznaniem wiary w szczególną rolę wsi dla narodowej tożsamości. Tetmajer uważa, że chłop to "pierwowzór prawdziwego Polaka, ale czystszy, zdrowszy, nie skażony wpływami niewłaściwymi".
"Do ludu, panowie, w nim odrodzenie naszej sztuki, w nim prawda, szczerość, natura" - wołają malarze z noweli Sewera "Bajecznie kolorowa".
Wyspiański nie poddaje się tej euforii, nie wierzy w sielankę chłopsko-pańskiego pojednania. "Chłop potęgą jest i basta!" brzmi może szczerze - ale już w słowach Czepca dźwięczy ironia:
"Weź pan sobie żonę z prosta
duża scęścia, małe kosta".
W świąteczną przestrzeń "Wesela" wkracza widmo Szeli...
"Wesele", film w reżyserii Andrzeja Andrzeja Wajdy z 1973 roku, ekranizacja dramatu Stanisława Wyspiańskiego.
Fascynacja folklorem ma u poety podłoże estetyczne, z etnograficzną dokładnością studiuje kostiumy. Kilkakrotnie maluje żonę w stroju ludowym, projektuje krakowski kostium Lajkonika.
W małżeńskim autoportrecie - tęga, wystrojona Teodora uosabia witalną moc, ową "praktyczną poezję", której tak bardzo brakuje Wyspiańskiemu. Choć strój ma "jak lalka dobyta z pudełek w Sukiennicach"; choć - jak mówią - mąż chętnie słucha jej legend i pieśni, rację ma pewnie Kazimierz Wyka widzący tę scenę w ostrym świetle: "Stanęli obydwoje, jak do jarmarcznej, pospiesznej fotografii, państwo Wyspiańscy, na targowisku stanęli nagich sytuacji i nagich ludzkich pożądań. Potwornie prosta i bezradnie bolesna jest wymowa owej fotografii, jeżeli dobrze zaglądnąć w oczy mężowi tej zwalistej, sękatej baby. Gdzie podział się ów subtelny i secesyjny nieład, gdzie spokojne tafle błękitu w oczach poety?"
źródło:
WIELCY MALARZE, ICH ŻYCIE, INSPIRACJE I DZIEŁO.
Wydawca: Eaglemoss Polska