WSPOMNIENIE Z MORTEFONTAINE

Camile Corot pochodził z rodziny związanej z handlem i miał zostać kupcem. Jednak w wieku dwudziestu sześciu lat zadecydował inaczej: zostanie malarzem. Rodzice wypłacali mu rentę, dzięki której uniknął trudów i wyrzeczeń życia artysty.
Kształcił się w Paryżu, ale uformowała go przede wszystkim tradycyjna dla malarzy podróż do Rzymu, z której powrócił po upływie trzech lat.
Corot wystawiał co roku na oficjalnym Salonie i szybko stał się jednym z mistrzów malarstwa pejzażowego, któremu nadał własny, specyficzny poetycki styl. Wraz z dojrzałością twórczą nadeszło uznanie.
Corot często wyjeżdżał na francuską wieś i do lasu Fointanbleau, gdzie towarzyszyli mu malarze z Barbizon. Był świadkiem początków impresjonizmu, którego dobrze nie rozumiał, ale to przecież on wyzwolił sztukę pejzażu z jej neoklasycznych ograniczeń i otworzył drogę nowym malarzom.

Camile Corot. Wspomnienie z Mortefontaine (1864).
Luwr, Paryż.

Obraz Wspomnienie z Mortefontaine jest arcydziełem, wieńczącym okres "souvenirs" - wspomnień, marzeń na temat okolic czy motywów niegdyś widzianych - który przeważał u Corota poczynając od roku 1855. Płótno to zostało zakupione przez cesarza Napoleona III podczas jego wizyty na Salonie w 1864 roku, następnie zaś przewiezione do pałacu w Fontainebleau, jednej z cesarskich rezydencji znajdującej się w tym samym lesie, w którym tak często maluje Corot.
Corot bardzo wcześnie, jeszcze za gimnazjalnych czasów w Rouen, odkrył w sobie miłość do natury. Pan Sannegon, przyjaciel ojca zabierał go w niedziele na długie spacery po normandzkiej wsi. Malarz powracał tu regularnie w ciągu całego życia. Nawiązując później do swych pierwszych wędrówek, podkreślał potęgę wspomnień: 
"Kiedy na wiosnę czuję zapach leszczyn, moja wyobraźnia ucieka do Bois-Guillaume koło Rouen, do mojego dzieciństwa i zanurza się w pachnące gęstwiny, gdzie kiedyś w niedziele zbierałem smardze."
We Wspomnieniu z Mortefontaine z zamglonego obrazu emanuje świeży powiew. Odnajdujemy tu tradycyjną, przesuniętą kompozycję, z zasłaniającym niebo rozłożystym drzewem na pierwszym planie, jasnym przebiciem w kierunku horyzontu z lewej strony i pełną wdzięku obecnością postaci kobiecych. "Naturę należy interpretować naiwnie, opierając się na osobistym uczuciu, odsuwając od siebie całkowicie to, co zna się z twórczości mistrzów starych i współczesnych" - radził Corot swojemu przyjacielowi Alfredowi Robaut w 1872 roku. Swoim oryginalnym podejściem, wiódł sztukę pejzażu "w stronę jasnego malarstwa (...); ku zawoalowanym horyzontom, pozostawiającym otwarte pole wyobraźni, ku widokom, które pozwalają marzyć i myśleć - jak ujął to krytyk Philippe Burty (1830-1890).
Dzięki takiemu podejściu Corot był zarówno poetą, jak i malarzem. Poeta, Theodore de Banville (1823-1891) nie mylił się, kiedy rozpoznał w nim bratnią duszę: "To nie jest pejzażysta, to poeta pejzażu, który czuje, cierpi, czerpie z siebie samego, oddycha smutkiem i uciechami natury; zna ból zapłakanych lasów, niewysłowioną melancholię wieczorów, olśniewającą radość wiosny i świtu, zgaduje, jaka myśl nachyla gałęzie i każe zginać się listowiu, wie, co powiedziałyby, gdyby umiały mówić, zagubione leśne drogi. Dostrzega więź, wielką więź, która czyni z nas braci strumieni i drzew."

"Pejzaże pana Corota nie są być może tymi,
które widzimy, ale na pewno tymi,
o których marzymy."
                MAXIME DU CAMP (1822-1894)

źródło:
WIELCY MALARZE, ICH ŻYCIE, INSPIRACJE I DZIEŁO.
Wydawca: Eaglemoss Polska